Michał Łuczewski z neomesjanistycznego pisma 44 wyrzuca nam w swoim wpisie brak apokaliptycznego żaru. Łuczewskiemu podoba się, że w ostatnich Pressjach (można je zamówić już tylko w Redakcji) przetłumaczyliśmy i skomentowaliśmy fragment pracy Pitirima Sorokina Kryzys naszych czasów, którego uważa za "socjologa czasów ostatecznych". My, "pressjanci" - jak określa nas Łuczewski - kładliśmy nacisk na optymistyczny aspekt jego historiozofii. Naszemu czwórkiście, tak samo jak Rafałowi Tichemu, chodzi jednak najwyraźniej o zapach apokalipsy o poranku. Rzeczywiście, Sorokin przewidywał koniec tego świata, jaki znamy, my jednak nie mamy zamiłowania do wizji katastroficznych. "Pressjanci - pisze - nie potraktowali Sorokina serio jako teoretyka apokalipsy. [...] Szybko porzucają go na rzecz Luhmanna (Skrzypulec), Kuspita (Czerkawski), prawników (Zabdyr-Jamróz) i amerykańskich neomediewalistów (Lewicki). Ostatecznej neutralizacji apokaliptycznego socjologa dokonał Błażej Sajduk, który robi z niego nieledwie konserwatystę-optymistę". I dalej: "Autorzy Pressji po krakowsku gaszą apokaliptyczny płomień. Wbrew zapowiedziom nie chcą analizować Nowego Średniowiecza [...] Dla nich Nowe Średniowiecze jest raczej bezpieczną ucieczką przed świadomością zbliżającego się końca". Zgoda. Mamy świadomość końca kultury zmysłowej, ale właśnie od Sorokina nauczyliśmy się, że koniec jednej kultury jest początkiem innej. Dlatego oczekujemy wskazywanych przez "socjologa czasów ostatecznych" przemian i nastania kultury ideacyjnej, to znaczy właśnie nowego średniowiecza. Wbrew czwórkistom mamy nadzieję, że nie będzie to koniec świata. Bądź co bądź, poprzednie średniowiecze trwało prawie tysiąc lat!