Pressje Pressje
94
BLOG

WOLNOŚĆ POCZCIWCA.

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 6

WOLNOŚĆ POCZCIWCA.

Po lekturze „Traktatu o wolności" R. Legutki.


 

W niniejszym przydługim wpisie chciałbym podzielić się z Czytelnikami "Salonu 24" wrażeniami wyniesionymi z lektury najnowszej książki profesora Ryszarda Legutki "Traktat o wolności" (słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2007).

Jak dowiadujemy się ze wstępu, recenzowana książka stanowi odpowiedź na zamęt pojęciowy współczesnego Polaka i próbę jego rozjaśnienia. Jak zauważa profesor:


"nie mogłem pozbyć się wrażenia, iż pojęcie wolności dostało sie w ręce i umysły dogmatyków, że stało się sztywnym schematem, o którym się nie dyskutuje i które służy jako narzędzie do promowania i utrwalania bardzo konkretnego rozwiązania instytucjonalno-ideologicznego, a mianowicie pewnego dość szczególnego modelu liberalnego" (7) - strony w nawiasach odnoszą się do recenzowanej pozycji.


Jeśli wolność skrojono nam na miarę naszych czasów, a zawężony horyzont historyczny jest charakterystyczną zmorą współczesności (jak dowiedział się ostatnio od swoich studentów jeden z moich znajomych, "komórki istnieją od zawsze"), rzeczony "Traktat o wolności" oferuje nam perspektywę przezwyciężenia tego typu ograniczeń, a więc perspektywę emancypacji. Profesor Legutko od lat deklaruje swoją sympatię do zapomnianych idei, a wiadomo, iż do odróżnienia skarbów humanistyki od zwykłych odpadków „śmietnika historii" potrzeba wytrawnego znawcy. Z książką takiego znawcy wypada nam obecnie obcować.

Nie jestem znawcą filozofii starożytnej, jednak w moim przekonaniu coś, co zasadniczo różni podejście starożytnych i współczesnych do świata trafnie wyraża uwaga prof. Legutki. Według niego człowiek współczesny to ktoś przekonany, że


„wizja całości nie istnieje, a nawet gdyby istniała, to on nie jest zainteresowany jej poznaniem" (113)


Nie trzeba dodawać, iż starożytni byli odmiennego zdania. Z wizji całości płynęła wizja tego, co, wolno, co jest zgodne z ową całością i tego, co harmonię ową narusza. Charakterystyczna dla Greków ambicja poznania całości, „kosmosu", została porzucona przez nowożytnych filozofów, nie bez związku z odrzuceniem filozoficznej spekulacji na rzecz neutralnych metafizycznie teorii naukowych, które stały się obiektem poważania wraz z odkryciem możliwości wytwarzania przy ich pomocy rozmaitych "wynalazków". Rozumowanie naukowe stało się modelem wszelkiego rozumowania.

Epoka specjalistów i specjalizacji niosła ze sobą wielkie nadzieje, głównie w postaci przekonania o możliwości „podboju natury", przekonania o możliwości osiągnięcia przez człowieka statusu „panów świata i życia". Chyba można już dziś stwierdzić, iż nadzieje te pozostają w znacznej mierze niespełnione. Zamiast artysty i „autokreatora" otrzymaliśmy bowiem „ostatniego człowieka". Co więcej, paradoksalnie, stan, którego obawiał się jeszcze Friedrich Nietzsche, tzn. możliwość powszechnego zaniżenia wszelkich standardów, dla współczesnych stał się przedmiotem dumy (por. potoczne odczytanie książki F. Fukuyamy "Koniec historii"). Podobne wątpliwości co Nietzsche wyrażał też obrońca współczesnego projektu cywilizacyjnego, Max Weber, pisząc o "lubieżnikach bez serca i specjalistach bez ducha". Dla Webera alternatywą dominacji lubieżników i specjalistów była jakaś forma odnowy duchowej.

Profesor Legutko nazywa współczesnego człowieka „poczciwcem" i "rzemieślnikiem".


„Dzisiejsza hybris nie jest [...] pychą prometejską. Nie stoi za nią przekonanie o nieskończonej mocy człowieka. Nie przyświeca jej mit istoty ludzkiej pragnącej zdetronizować boga. Jest to raczej hybris poczciwca, który przywiązany do ziemi, ciała i życia, chętnie uniwersalizujący to przywiązanie, korzysta z mechanizmów demokratycznych, by sobie i swojej grupie stworzyć wygodne warunki egzystowania" (113)


Jest to epitet zasłużony, o ile opisuje on kogoś, kto jest produktem wspomnianego szeregu zmian kulturalnych, prowadzących poprzez rozczłonkowanie namysłu nad światem i relegacją najważniejszych dylematów do sfery przekonań i światopoglądu, do zatracenia świadomości granic. Jak pisze Legutko, świadomość granic była do niedawna trwałym elementem kultury europejskiej


„Owej granicy nie wyznaczało państwo ani kontrakt, ani konflikt wzajemnych interesów, lecz wynikała ona z istoty moralności i z natury rzeczy" (72)


W tym sensie dla Legutki liberalizm klasyczny dał się jeszcze pogodzić z wizją starożytnych czy wizją średniowieczną, o ile zachowywał on przekonanie, iż przekraczanie miary „grozi deformacją ludzkiej natury, grzechem lub autodestrukcją". Zdaniem profesora „grzechem pierworodnym" liberalizmu było przecenienie przez liberalizm zdolności człowieka, zbyt optymistyczna antropologia. Jego zdaniem przekonanie liberałów, iż „prawo i logika racjonalnego działania" powstrzyma człowieka odrzucającego „granicę i miarę" okazało się fałszywe, a ostatecznie bezpodstawne, skoro nawet samo pojęcie granic uległo zatarciu.

Na skutek tego historia urzeczywistniania się wolności negatywnej okazała się historią odrzucania miary. Jak bowiem czytamy w „Traktacie..." „[w] starciu między wolnością a jej ograniczeniami jesteśmy skłonni sądzić, że wolność prędzej, czy później wygra". W tym sensie pożądane przez liberałów zmiany społeczne okazały się niebezpiecznie pokrywać ze zmianami wprowadzanymi przez komunizm, o ile ten ostatni niósł ze sobą


„egalitaryzację społeczeństwa, rozpad tradycyjnych struktur, akceptację zasadniczej nieciągłości historycznej, ogólnie sceptyczny stosunek do tradycji, przekonanie o nieuchronności społecznych zmian, widzenie w dziedzictwie historycznego anachronizmu, a nie zapisu doświadczenia, ideologizację myślenia, przekonanie o bezalternatywności przyjętego modelu, odrzucenie metafizyki i klasycznej filozofii" (81).


Jaka koncepcja wolności pasuje do człowieka liberalno-demokratycznego? Otóż jest to koncepcja wolności jako pełnej swobody, robienia tego, co się chce, obojętnie czy pojmuje się ją jako wolność pozytywną czy też negatywną. Koncepcja wolności, która pasowała do wcześniejszej, starożytnej wizji świata, była raczej koncepcją wolności arystokratycznej. Jak pisze Legutko


„arystokrata to ktoś, kto uważa, że ludzkie postępowanie dokonuje się według reguł, z których znaczna część jest dana i nie podlega zmianie aktem woli" (128)


Oświecony człowiek liberalno-demokratyczny, który uważał, że odrzucenie metafizyki stanowi krok do osiągnięcia przez niego pełnej dojrzałości, czyli wyjścia z epoki niedojrzałości w której, jak pisał Kant, utrzymywała go tradycja, religia i przesąd, okazuje się jednak zrozumiały na gruncie owej metafizyki. Da się bowiem pokazać, że iluzja wolności, którą ten stworzył sobie na własne potrzeby, wpędziła go w szereg zniewoleń, czyniąc z niego „liberalnego-demokratę", konformistycznego apologetę określonego porządku społeczno-politycznego. Jak pisze Legutko „liberalny demokrata akceptuje tylko to, co stanowi reprodukcję jego oglądu świata", który zakłada iż „zmiana jest czymś naturalnym, trwanie obraża naturę" (141, por. 144).

Wspomniany światopogląd nie jest bezstronny, stanowi raczej formę auto-racjonalizacji. To nie świat podlega ciągłym zmianom, tylko świat liberalnego-demokraty. Ostatecznie liberał sam siebie napędza - ogląda przez liberalne okulary świat który stworzył, a ów świat wydaje mu się potwierdzać jego wcześniej przyjęte założenia, co z kolei umacnia jego przekonanie, co do słuszności własnego credo. Wydaje mu się, że jego ogląd jest uniwersalny, choć jest on w gruncie rzeczy partykularny. Doprowadza to naszego poczciwego liberalnego-demokratę do bezmyślnego przyzwolenia na relatywizm a w ostateczności na nihilizm (m. in. na skutek utożsamienia wartości z pragnieniami). Okazuje się bowiem, iż logika demokracji i liberalizmu nie posiada w sobie żadnego wewnętrznego mechanizmu zabezpieczającego przed tego rodzaju degrengoladą, co dobrze widać na przykładzie pornografii


„Pornografia już raz wprowadzona w system liberalno-demokratyczny [...] nie da się z niego usunąć. Zwykły zakaz już się sam nie tłumaczy, skoro praktyka dowiodła, iż istnieją grupy znajdujące w pornografii swoje aspiracje i pragnące te aspiracje oficjalnie usankcjonować [...] Wprowadzenie zakazu kojarzyć się będzie z „cofaniem zegara historii" (142)


Poniższa diagnoza jest już częściowo nieaktualna. Dzisiejszy liberał, mądrzejszy o rozważania pragmatystów i postmodernistów, nie ma już roszczeń uniwersalnych. Ze skromnością przyznaje, słowami Stevena Lukes'a, iż „liberalizm jest dla liberałów, kanibalizm dla kanibali". Liberał uważa, że twierdząc tak, postępuje uczciwie, ponieważ jest to uczciwe postawienie sprawy. Nie rozumie jeszcze, że kanibal stoi u bram, a pojęciowy arsenał liberała nie jest w stanie ustalić, dlaczego kanibalizm jest czymś wewnętrznie złym. Musi on uznać, iż jest on po prostu kolejną z opcji, po prostu mało rozpowszechnioną w naszym kręgu kulturowym.

Takie postawienie sprawy sprzyja jednak sprawie kanibala, ostatecznie promując jako naczelny ideał życia postawę, którą Leo Strauss nazywał „fanatycznym obskurantyzmem", obstawaniem przy zasadach bez podania ich uzasadnienia. Skoro liczą się jedynie preferencje, a preferencje pozbawione są wartości prawdziwościowej, zjedzenie człowieka może być uznane za taką samą „preferencję" jak zjedzenie dziczyzny. Oczywiście, zjedzony człowiek może się nie zgadzać na ten akt, jednak jego preferencja, z oczywistych względów, już się zdezaktualizowała.

Profesor Legutko dostrzega podobny problem, choć wyraża się o nim ze spokojem i umiarem, być może dlatego, iż zagrożenie wciąż jest niewielkie. Człowiek demokratyczny, będąc człowiekiem strachliwym i leniwym, nie wyciąga ostatecznych wniosków z własnych przekonań, cnota konsekwencji nie jest zresztą cnotą demokratyczną. Dodatkowo, dzisiejsza kultura nie zdołała jeszcze przetrzebić wszystkich pre-demokratycznych przekonań i wzorców.


„[S]koro wszystkie decyzje są wolne, to wszystkie - o ile wynikają z wolnej decyzji - stają się tak samo wartościowe, a wszyscy ludzie tak samo godni; nie ma wielkości i małości, bo nie ma standardu zewnętrznego wobec decyzji ludzkich. Człowiek liberalno-demokratyczny będzie więc oskarżał arystokratę o megalomanię, sam będzie zaś przez arystokratę oskarżany o wprowadzanie moralnej tyranii małości" (148)


M. Przychodzeń

Fragment recenzji, która w całości ukaże się w czasopiśmie "Pressje".

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka